19, 05, 2001r. –
sobota
Tego dnia razem z
moją wspólnotą pojechałam na pielgrzymkę do Częstochowy na Ogólnopolski Zjazd
Grup Odnowy w Duchu św. Wyruszyliśmy spod Kościoła św. Andrzeja Boboli. Gdy
przyjechałam wózkiem na miejsce zbiórki, czekała na mnie niespodzianka:
autokar, którym jechaliśmy, był piętrowy. Na dole było osobne pomieszczenie.
Mogłam wjechać do środka wózkiem. Wewnątrz czekała już na mnie Iza – także
niepełnosprawna. Usiadłam wygodnie na fotelu, a wózek stał obok. Cieszyłyśmy
się, że jedziemy razem. Za chwilę przywitałam się z Panią Marią (znajomą ze
wspólnoty), która przyszła do nas.
Wyruszyliśmy. W
drodze czas wypełniły nam Godzinki i Różaniec. Pan Jacek (animator muzyczny naszej Grupy) śpiewał i grał na gitarze.
W Częstochowie
byliśmy ok. 9:30. Wysiedliśmy z autokaru i ruszyliśmy w stronę Jasnej Góry.
Wjechałam pod dość strome zbocze i zobaczyłam tysiące
pielgrzymów zgromadzonych u podnóża Klasztoru na ogromnym placu. Stanęłam wśród nich, obok mnie
Pani Maria, z drugiej strony – Iza. Patrzyłam na Klasztor i na tłum ludzi i nie mogłam
uwierzyć, że tu jestem. Nie mogłam uwierzyć, że po tylu latach spełniło się moje marzenie.
Za chwilę
rozpoczęła się Msza św., podczas której ksiądz powiedział m. in. słowa, których
sens zrozumiałam dopiero później: „Nikt z was nie wyjedzie stąd taki sam. Każdy otrzyma coś od Maryi”.
Po Mszy św. była
modlitwa o uzdrowienie.
Ogłoszono przerwę.
Razem z Panią Marią poszłyśmy do Kaplicy Cudownego Obrazu. Jechałam wózkiem, a Pani Maria szła za mną i głośno wołała, aby
ludzie pozwolili mi przejechać. W ten sposób doszłyśmy do Kaplicy. Wjechałam do środka. Tutaj tłum
był jeszcze większy. Musiałyśmy dosłownie przeciskać się pomiędzy ludźmi. W duchu modliłam
się, aby choć na chwilę zobaczyć Cudowny Obraz Matki Bożej.
Kiedy już prawie
dochodziłyśmy do kraty, za którą jest Obraz, poczułam, że mój wózek jest
przesuwany w różne strony. Miałam wrażenie, że za chwilę
zostanę zmiażdżona. Wiedziałam,
że Pani Marii też jest bardzo ciężko. Tłum ludzi przyciskał
Ją do mojego wózka. „Maryjo, pomóż nam” –
powiedziałam cicho. I właśnie wtedy stało się coś niezwykłego: zaczęłam bardzo
płakać, a ludzie rozstępowali się. Poczułam, jak księża podnoszą mój
wózek. Wkrótce byłam u Stóp Matki Bożej. Bardzo płakałam. Pani Maria, która była tuż
przy mnie, również. Czułam, że przenika mnie ogromne ciepło. Trwało to kilka
minut.
Później, gdy księża
wynieśli mnie z Kaplicy do zakrystii (nadal płakałam), Pani Maria bardzo
mocno mnie przytuliła. Jeden z księży został, aby
porozmawiać. Myślał, że płaczę dlatego,
że tak trudno było podejść, aby zobaczyć Cudowny Obraz.
Jednak nie to było powodem moich
łez. Dopiero za chwilę zdołałam wyszeptać: „Pragnęłam bardzo gorąco podziękować Maryi za uratowanie mi życia
i za to, że prowadzi mnie każdego dnia”. Pani Maria powiedziała księdzu, że w wypadku samochodowym straciłam Rodziców (ja
nie byłam w stanie). Ukryłam twarz w dłoniach i wciąż płakałam. Kiedy się trochę
uspokoiłam, ksiądz zapytał: „Jak dawno to się stało?. „W sierpniu będzie 12 lat”. „Nie płacz, to nic nie pomoże”. „Te łzy są dla mnie prawdziwym Darem od
Boga – odparłam – po wypadku trzy
lata nie płakałam…”.
Gdy byłam już na
zewnątrz, powiedziałam księdzu, że w chwili wypadku miałam przy sobie
Medal z Matką Bożą Częstochowską oraz Różaniec, który w
dzieciństwie dostałam od Mamy.
„Wiem, że to Matka
Boża mnie uratowała. Dlatego w Kaplicy tak bardzo płakałam. Bo oto spełniło się moje
marzenie. Po tylu latach mogłam być u Stóp Pani Jasnogórskiej
i chociaż tymi łzami
podziękować Jej za ocalenie. Wyszeptałam jedynie: „Maryjo dziękuję”. Nie byłam w stanie
powiedzieć Matce Bożej nic więcej”.
Ów medal miałam
przy sobie. Pokazałam Go księdzu. Wziął go do ręki i powiedział: „To jest
twój Skarb na całe życie.
Nie przejmuj się, że w Kaplicy nie mogłaś się modlić. Najważniejsze, że tu byłaś. Matka
Boża wie, co chciałaś Jej powiedzieć. Wiem, że bardzo cierpisz, lecz proszę, nie załamuj się.
Ofiaruj swoje cierpienie Bogu. Wtedy twoje życie będzie miało sens”.Miałam też przy sobie zdjęcie moich Rodziców Wyjęłam także z
torebki małą saszetkę i powiedziałam: „To
właśnie w tej saszetce miałam przed laty Medal Matki Bożej i Różaniec. Podczas wypadku
trzymałam ją mocno w ręku. Dziś mam w niej Różaniec, który dostałam od swoich Przyjaciół.
Ten, który dostałam od Mamy, mam w domu, w specjalnym pudełeczku, gdyż jest cały
popękany. Przechowuję go, jak najcenniejszy Skarb” „Czy zawsze nosisz przysobie tę saszetkę?”
– spytał ksiądz. „Tak” – odparłam.
Sięgnął do kieszeni. Za chwilę powiedział:
„Ten Różaniec trzy
lata temu poświęcił Ojciec Święty Jan Paweł II. Weź go i noś zawsze przy sobie”. Wsunął go
do saszetki. Podziękowałam bardzo księdzu, a on rzekł: „Módl się i dziękuj zawsze Matce Bożej”.
Na pożegnanie przytulił mnie mocno do siebie.
Wkrótce znów
szłyśmy z Panią Marią pośród tłumu ludzi. Ja wciąż ocierałam łzy. Gdy się
trochę uspokoiłam, zatrzymałam się i mocno objęłam Panią Marię za
szyję. Brakowało mi słów,
aby podziękować Jej, że mogłam być u Stóp Pani Jasnogórskiej
i poczuć, jak otula mnie Swoim Płaszczem. Nie potrafiłam podziękować mojej znajomej za
miłość i cierpliwość, jaką okazała mi w czasie tego pięknego, głębokiego przeżycia.
Dotarłyśmy do
naszej grupy. Już rozpoczęła się druga część Uroczystości. Słuchaliśmy
konferencji, modliliśmy się i śpiewaliśmy.
Po konferencji
nastąpiło wylanie Ducha św. „Niech
osoby, które były już na tej Uroczystości położą rękę na tych,
którzy są z nami pierwszy raz”. Poczułam dłoń Pani Marii na swoim ramieniu. „Prośmy Aniołów i Wszystkich Świętych, aby modlili się teraz za nami.
Niech całe Niebo modli się z
nami”. Zamknęłam oczy. Słuchając słów księdza w wyobraźni ujrzałam Pałac ponad chmurami… Czułam się duchowo zjednoczona z moimi
Rodzicami. Wiedziałam, że spoglądają na mnie i Są szczęśliwi. Po policzkach znów
płynęły mi łzy.
Przed końcowym
błogosławieństwem ksiądz skierował jeszcze do nas kilka słów. Powiedział
m. in.: „Osobom,
które są z nami pierwszy raz, pragnę dać przesłanie: „Bądźcie, jak rwący strumień. Cieszcie
się Dobrą Nowiną i rozgłaszajcie Ją
wszystkim””.
Uroczystości
dobiegły końca. Udaliśmy się w drogę powrotną do autokaru. Jeszcze raz
spojrzałam na Jasnogórskie Wzgórze. Dziękowałam Matce
Najświętszej za Dar, jaki od Niej
otrzymałam: Otoczyła mnie swoją Matczyną Miłością i pozwoliła
zabrać ze sobą Okruch
tej Miłości. Nigdy nie zapomnę pełnego ciepła i zrozumienia
Spojrzenia Pani Jasnogórskiej –
Spojrzenia, którym mówiła: Jestem przy tobie”.
Nigdy nie zapomnę tej pielgrzymki i przeżyć,
których doświadczyłam. Są one najcenniejszym
Skarbem, jaki otrzymałam tego dnia od Maryi.
========================================================================
========================================================================
KRZYŻ DROGĄ DO PANA BOGA
Zastanawiam się, dlaczego, gdy uda mi się trochę
usprawnić, dzieje się tak, że muszę
wszystko zaczynać od początku. Co Pan Bóg chce mi przez to pokazać? Staram się
nie narzekać. Tylko czasem brakuje mi sił. Jakżebym chciała, aby wróciła mi sprawność,
którą miałam 10 lat temu. Zastanawiam się, czy to tak wiele? A może na to nie zasługuję?
Bardzo kocham Pana Boga i wiem, że Bóg bardzo się mną opiekuje. Czasem tylko nasuwają mi się takie pytania. Zawsze dziękowałam i dziękuję Panu Bogu za swoją niepełnosprawność, bo zawsze uważałam moją niepełnosprawność jako wielki dar od Pana Boga.
Podczas drugiej pielgrzymki do Medugorie w 2003r. doświadczyłam uczucia, którego nigdy nie zapomnę: Przez cały czas pobytu w Medugorie bardzo lekko się chodziło (w czasie tej drugiej pielgrzymki do naszej Mateczki weszłam na obie Góry Objawień: Kriżewac i Podbrdo. Moje koleżanki trzymały mnie tylko za ręce).
Gdy z koleżankami wchodziłam na Kriżewac, spotkałam mężczyznę, który schodził
z Góry. Dał mi do ucałowania Krzyż i powiedział: "Ten Krzyż 13 lat temu pobłogosławił Ojciec św. Jan Paweł II". Później włożył mi na palec Różaniec z Królową Pokoju i poszedł. Sens jego słów zrozumiałam dopiero w domu: W Medugorie drugi raz byłam w maju 2003r., a w sierpniu tego samago roku mijała 13 rocznica śmierci moich Rodziców.
Kiedy wracaliśmy już do Polski, mieliśmy Mszę św. w Wepriczu (jest tam Grota Matki Bożej z Lourdes). Właśnie podczas tej Mszy św. stało się dla mnie coś niezwykłego: Do Komunii św. podeszłam sama tzn. nie trzymając się balkonika. Szłam bez żadnego wysiłku. Było coś tak naturalnego, jakbym była zupełnie sprawna. Gdy wróciłam do ławki (również samodzielnie), bardzo dziękowałam Panu Bogu i Matce Bożej, że mogłam doświadzyć tak wspaniłałego uczucia, którego nigdy nie zapomnę... Było to jak sen.
Trwało to tylko podczas tej Mszy św. i chwilę później, bo jeszcze sama doszłam do autokaru.
Często wspominam tamtą chwilę. Nie wiem, co Pan Bóg chciał mi przez to powiedzieć. Dziś jestem o wiele mniej sprawna, niż podczas tamtej pielgrzymki do Medugorie. Przyjmuję to wszystko z pokorą, ponieważ wiem, że jestem tylko pyłkiem w Ręku Boga.
Może za mało się modlę? Mam trudności z odmawianiem Różańca, a przecież Matka Boża
w Medugorie prosi właśnie o Różaniec. Poza tym moje życie jest w niezwykły sposób związane z Różańcem, bo tak jak pisałam, pierwszy Różaniec dostałam od Mamy. Ten Różaniec i Medal z Wizerunkiem Matki Bożej miałam przy sobie podczas wypadku.
Te dwie rzeczy mi nie zginęły. Wierzę, że to Matka Boża mnie uratowała. Różaniec od Mamy mam do dziś.
Jak pisałam w opowiadaniu pt. „PELGRZYMKA DO CZĘSTOCHOWY” , Różaniec pobłogosławiony przez Ojca św. Jana Pawła II dostałam od księdza w Częstochowie, a w 2006r, gdy pewnej niedzieli szłam do Kościoła, na dole w klatce swojego bloku znalazłam 4 Różańce i niewielki drewniany Krzyż. Jeden z tych Różańców jest bardzo stary.
wszystko zaczynać od początku. Co Pan Bóg chce mi przez to pokazać? Staram się
nie narzekać. Tylko czasem brakuje mi sił. Jakżebym chciała, aby wróciła mi sprawność,
którą miałam 10 lat temu. Zastanawiam się, czy to tak wiele? A może na to nie zasługuję?
Bardzo kocham Pana Boga i wiem, że Bóg bardzo się mną opiekuje. Czasem tylko nasuwają mi się takie pytania. Zawsze dziękowałam i dziękuję Panu Bogu za swoją niepełnosprawność, bo zawsze uważałam moją niepełnosprawność jako wielki dar od Pana Boga.
Podczas drugiej pielgrzymki do Medugorie w 2003r. doświadczyłam uczucia, którego nigdy nie zapomnę: Przez cały czas pobytu w Medugorie bardzo lekko się chodziło (w czasie tej drugiej pielgrzymki do naszej Mateczki weszłam na obie Góry Objawień: Kriżewac i Podbrdo. Moje koleżanki trzymały mnie tylko za ręce).
Gdy z koleżankami wchodziłam na Kriżewac, spotkałam mężczyznę, który schodził
z Góry. Dał mi do ucałowania Krzyż i powiedział: "Ten Krzyż 13 lat temu pobłogosławił Ojciec św. Jan Paweł II". Później włożył mi na palec Różaniec z Królową Pokoju i poszedł. Sens jego słów zrozumiałam dopiero w domu: W Medugorie drugi raz byłam w maju 2003r., a w sierpniu tego samago roku mijała 13 rocznica śmierci moich Rodziców.
Kiedy wracaliśmy już do Polski, mieliśmy Mszę św. w Wepriczu (jest tam Grota Matki Bożej z Lourdes). Właśnie podczas tej Mszy św. stało się dla mnie coś niezwykłego: Do Komunii św. podeszłam sama tzn. nie trzymając się balkonika. Szłam bez żadnego wysiłku. Było coś tak naturalnego, jakbym była zupełnie sprawna. Gdy wróciłam do ławki (również samodzielnie), bardzo dziękowałam Panu Bogu i Matce Bożej, że mogłam doświadzyć tak wspaniłałego uczucia, którego nigdy nie zapomnę... Było to jak sen.
Trwało to tylko podczas tej Mszy św. i chwilę później, bo jeszcze sama doszłam do autokaru.
Często wspominam tamtą chwilę. Nie wiem, co Pan Bóg chciał mi przez to powiedzieć. Dziś jestem o wiele mniej sprawna, niż podczas tamtej pielgrzymki do Medugorie. Przyjmuję to wszystko z pokorą, ponieważ wiem, że jestem tylko pyłkiem w Ręku Boga.
Może za mało się modlę? Mam trudności z odmawianiem Różańca, a przecież Matka Boża
w Medugorie prosi właśnie o Różaniec. Poza tym moje życie jest w niezwykły sposób związane z Różańcem, bo tak jak pisałam, pierwszy Różaniec dostałam od Mamy. Ten Różaniec i Medal z Wizerunkiem Matki Bożej miałam przy sobie podczas wypadku.
Te dwie rzeczy mi nie zginęły. Wierzę, że to Matka Boża mnie uratowała. Różaniec od Mamy mam do dziś.
Jak pisałam w opowiadaniu pt. „PELGRZYMKA DO CZĘSTOCHOWY” , Różaniec pobłogosławiony przez Ojca św. Jana Pawła II dostałam od księdza w Częstochowie, a w 2006r, gdy pewnej niedzieli szłam do Kościoła, na dole w klatce swojego bloku znalazłam 4 Różańce i niewielki drewniany Krzyż. Jeden z tych Różańców jest bardzo stary.
========================================================================
KRZYŻ DROGĄ DO PANA BOGA
W 2003r. byłam w Zalesiu (pod Warszawą) na zjeździe
dotyczącym modlitwy wstawienniczej. Pierwszego dnia po zajęciach (był to już
wieczorem) poszłam z dwiema koleżankami do Kościoła, aby odmówić różaniec. Gdy
weszłyśmy do Kościoła, było tam zupełnie ciemno, tak, że koleżanka trzymala
balkonik, abym się nie przewróciła. Doszłyśmy na środek Kościoła. W ciemności
świeciło małe, czerwone światełko przy Tabernakulum. Nagle zobaczyłam świecący
białym światłem Krzyż, a na nim Postać Pana Jezusa. W
sercu usłyszałam głos: "JA JESTEM ŚWIATŁOŚCIĄ ŚWIATA. JEDYNA DROGA DO MNIE PROWADZI PRZEZ KRZYŻ". W modlitwie różańcowej bardzo dziękowałam Panu Jezusowi za ten znak.
Kiedy rano poszłam do Kościoła na Mszę św., w miejscu, gdzie poprzedniego dnia widziałam Krzyż, a na nim Postać Pana Jezusa, był tylko witraż przedstawiający biały Krzyż (nie było na nim Postaci Pana Jezusa, a witraż był płaski). Chyba Pan Jezus powiedział mi w ten sposób, jak ważne jest cierpienie. Tak to odebrałam.
sercu usłyszałam głos: "JA JESTEM ŚWIATŁOŚCIĄ ŚWIATA. JEDYNA DROGA DO MNIE PROWADZI PRZEZ KRZYŻ". W modlitwie różańcowej bardzo dziękowałam Panu Jezusowi za ten znak.
Kiedy rano poszłam do Kościoła na Mszę św., w miejscu, gdzie poprzedniego dnia widziałam Krzyż, a na nim Postać Pana Jezusa, był tylko witraż przedstawiający biały Krzyż (nie było na nim Postaci Pana Jezusa, a witraż był płaski). Chyba Pan Jezus powiedział mi w ten sposób, jak ważne jest cierpienie. Tak to odebrałam.
========================================================================
Warszawa, kwiecień 2005r.
„NIEWIDZIALNA KŁADKA”
UKOCHANY OJCZE ŚWIĘTY!
Jestem osobą niepełnosprawną ruchowowo. Przez cały czas TWOJEGO PONTYFIKATU marzyłam,
aby spotkać się z Tobą. Jednak nie było mi to dane.
Swoim
życiem i postawą nauczyłeś mnie, jak pokonywać wszelkie trudności i godnie
przyjmować cierpienie. Pokazałeś mi, że nie należy wstydzić się swoich
ułomności i słabości.
Umierając na „oczach” całego świata
„otworzyłeś” przede mną „tajemnicę
śmierci”. Pozwoliłeś mi zrozumieć, że jest ona tylko
„przejściem” do Boga. „Jestem zadowolony i wy bądźcie” - powiedziałeś niedługo
przed swoim odejściem.
OJCZE
ŚWIĘTY! Dziękuję Ci za wszystko, co zrobiłeś dla całej ludzkości –
zjednoczyłeś cały
świat. Szczególnie pragnę
podziękować Ci za to, co uczyniłeś dla Polski – naszej Ojczyzny,
którą tak umiłowałeś…
W szczególny sposób pragnę podziękować Ci za
tę „niewidzialną kładkę”, którą już
z
tamtego „brzegu rzeki” „rzuciłeś” mi,
abym szła przez życie i nie bała się niczego, bo ze mną jest JEZUS CHRYSTUS.
Dziękuję Ci za tę „prywatną audiencję”, na którą tak długo czekałam… Proszę, pomóż
mi iść tą drogą tak, abym, kiedy
stanę na „Progu Wieczności”, mogła
powiedzieć: „Ojcze – oto jestem”, a także Ciebie
zapytać, czy wypełniłam Twoje zadanie.
Proszę Cię – OJCZE ŚWIĘTY – opiekuj się moją Babcią, która cierpi z powodu wieku
i różnych delegliwości. Kiedy przyjdzie dla Babci czas „przejścia”, pomóż Jej,
aby się nie bała.
Opiekuj się proszę moimi Rodzicami i Jarkiem,
którzy są razem z Tobą.
NIE LĘKAM SIĘ I OTWIERAM SZEROKO DRZWI MEGO SERCA
JEZUSOWI CHRYSTUSOWI!
Dziękuję Ci – OJCZE ŚWIĘTY – za wszystko…
========================================================================
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz