samochodowym, w którym zginęli moi oboje Rodzice, a
ja wyszłam
z niego ze złamaną nogą.
Wróciłam do domu ze szpitala po
czterech miesiącach rehabilitacji.
Byłam wtedy w trzeciej klasie liceum i miałam
indywidualne nauczanie w domu. Chodziłam już przy balkoniku. Rano zawsze
chciałam się szybciej ubrać i zamiast sznurowanych butów, które
powinnam nosić, zakładałam wełniane kapcie. Mama zrobiła
mi je na szydełku. Buty stały sobie w dużym pokoju.
Pewnego
ranka gotowa do lekcji, siadłam przy stole i ku swojemu zdziwieniu zauważyłam,
że na moich butach leży coś granatowego, złożonego w
kostkę. Miałam granatowe koszulki
i zapytałam
Babcię, dlaczego położyła jedną z nich na moich butach?
Babcia odpowiedziała, że niczego tam nie kładła. Podeszła i podniosła
to, co leżało na moich butach. Okazało się, że są to grube, ciepłe
barchany, które Mama nosiła w zimie. Były schowane w szafie zamykanej na klucz
i gdyby przypadkiem wypadły, mój pies (miałam wtedy małego pudelka) przyniósłby
je do pokoju, byłyby rozłożone, a przynajmniej wygniecione, nie leżałyby
na butach grzecznie złożone w kostkę.
"Mama tu była – powiedziałam
do Babci – ale nie wiem, co chciała mi przekazać.”
Za
chwilę przyszedł profesor na lekcje. Mocno przejęte opowiedziałyśmy mu tę
historię, podobnie, jak i innym profesorom, którzy zmieniali się w
ciągu dnia. Żaden tego nie skomentował.
Po kilkau dniach miałam
lekcję geografii. Pani profesor wysłuchała, nie namyślając się wiele, zajrzała
po stół i zapytała:
- Bogna, a co
ty nosisz na nogach?
- Kapcie, pani
profesor, tak mi wygodniej.
- Widzisz -
mówiła pani profesor - twoja Mama chce, abyś nosiła te
buty, dlatego położyła
ci na nich
swoją osobistą rzecz".
Znieruchomiałam.
Pani profesor miała rację. Mama zawsze dbała, bym nosiła w domu buty obejmujące
kostkę. Tak się przejęłam, że zaraz je założyłam i od tamtej pory zawsze noszę
takie buty w domu.
Zrobiło mi się
bardzo ciepło na sercu. Kochana Mama troszczy się o mnie nawet stamtąd, często
czuję Jej Obecność…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz