MOJE BEZPIECZNE MIEJSCE
Jestem w lesie. Dziś panuje tu cisza i spokój. A jeszcze wczoraj było tu tyle ludzi. Nadal słychać trzask łamanych gałęzi – efekt „dnia gniewu” na rekolekcjach „uzdrowienia wspomnień.
Siedzę na małym pieńku. Słucham śpiewu
ptaków i szumu drzew. Jest ciepło. Powiewa lekki, przyjemny wiaterek. Czuję
zapach sosen.
Co jakiś czas odzywa się głos podobny do kukułki,
ale inny. „Uchu, uchu, uchu...”. „Raz, dwa, trzy” -
liczę. Cisza. I znów: „Uchu, uchu, uchu”. „Raz, dwa, trzy,
cztery, pięć”. Może to Synogarlica?. Istotnie. Na gałęzi wysokiego drzewa
siedzi ptak podobny do gołębia, tylko większy. Ma błękitne piórka wokół szyi.
Dłuższą chwilę przyglądam mu się uważnie. Siedzi nieruchomo. Nagle jakby
zorientował się, że go obserwuję, spojrzał na mnie i ze swoim: „Uchu, uchu,
uchu...” odleciał.
Za jakiś czas wstaję z pieńka i idę wąską
ścieżką przez las. Czuję się bezpieczna. Chociaż mój spacer trwa już dość
długo, nie jestem zmęczona. Nie pcham przed sobą balkonika. Tutaj jestem
sprawna. Na ścieżce są korzenie drzew, które z łatwością omijam lub
przeskakuję. Do koszyka zbieram grzyby, które po powrocie do domu ususzę.
Dochodzę do niewielkiej polany. Jest tu małe
źródełko. „Zaraz się napiję” - pomyślałam. Zawsze
tak robię, gdy tu przychodzę. Zawsze, ale nie dziś. Przy źródełku są dwie
sarenki. Stanęłam schowana za drzewem, aby ich nie spłoszyć. Gdy się napiły i
chciały odejść, jedna z nich spostrzegła mnie. Zaczęła iść w moją stronę.
Wkrótce była na wyciągnięcie ręki. Pogłaskałam ją. Nie bała się.
Lubię ten las, te wąskie ścieżki, zwierzęta,
które spotykam. Często tu przychodzę, aby nabrać sił. Kiedy jestem w tym lesie,
zapominam o swej niesprawności. Mogę przez chwilę od niej odpocząć. Mogę
przestać zmagać się z trudnościami, jakie mam na co dzień. Tęsknię za tym
miejscem, w którym wszystko jest o wiele łatwiejsze, gdzie nie ma bólu i
lęku. Tęsknię za tym miejscem, gdzie wszyscy żyją w pełnej
harmonii i każdy ufa drugiemu. Lecz czy takie miejsce w ogóle istnieje?
Autor Bogna
NIEZWYKŁY SPACER
Idę wąską ścieżką. Na ramieniu usiadł mi mały ptaszek. Jest przepiękny. Ma różnokolorowe piórka. Dziś jest bardzo niespokojny. Ciągle zrywa się, podlatuje do przodu i wraca do mnie. Widzę, że cieszy się i koniecznie chce mi coś powiedzieć. Gdy trzeci raz chciał odlecieć, zapytałam: „Czy coś się stało?”. Tak – odpowiedział radosnym głosem – tam przy drzewie ktoś na ciebie czeka”. Przyspieszyłam kroku. Nikogo jeszcze nie widziałam. Mój skrzydlaty przyjaciel usiadł na gałęzi wysokiej sosny i zawołał: „Tutaj, tutaj”. Za chwilę w cieniu drzewa zobaczyłam znajomą postać. Była to Ciocia Ilona. Mimo, że nie widziałam Jej tyle lat, od razu Ją poznałam. Teraz biegłam do Niej. Ciocia też mnie już zauważyła. Długo i serdecznie witałyśmy się. „Ciociu, cieszę się, że jesteś. Jak znalazłaś ten las?” – zapytałam. „Tyle mi o nim opowiadałaś – uśmiechnęła się Ciocia Ilona – że z łatwością znalazłam „drzwi” w rogu mojego pokoju. Nigdy wcześniej ich tam nie było. Gdy podeszłam do nich i chciałam sprawdzić, dokąd prowadzą, one same się otworzyły. Kiedy przekroczyłam ich próg, „drzwi” nagle zniknęły, a ja znalazłam się w tym lesie. To niesamowite, ale od razu wiedziałam, gdzie
jestem. Szłam powoli, podziwiając, jak tu jest
pięknie. Nagle jeż, który przechodził koło mnie, powiedział, że widział ciebie.
Poprosił, abym poczekała w cieniu sosny. Pokażesz mi sekrety tego lasu?”. „Oczywiście.
Chodźmy”.
Cicho rozmawiając, idziemy przez las.
Zbieramy owoce i grzyby. Jest ich bardzo dużo. „Słyszysz” –
zapytała Ciocia – chyba ktoś płacze”. Musimy to sprawdzić”-
odparłam. Rozchylamy gałęzie. Płacz jest coraz głośniejszy. Zrobiłyśmy jeszcze
kilka kroków i za chwilę wszystko było jasne:. Pod krzakiem siedział mały
niedźwiadek. „Zgubiłem się – szlochał – poszedłem
tylko zobaczyć, co co jest po drugiej stronie polany, a kiedy wróciłem, mamy i
braci nie było. Bardzo się boję. Pomożecie mi?”. Wzięłam go na ręce, a on
przytulił się mocno do mnie. Ciocia Ilona pogłaskała go, aby dodać mu
otuchy. „Nie martw się – powiedziałam – na pewno
znajdziemy twoją mamę”.
„Znajdziemy, tylko jak? –
szepnęłam do Cioci Ilony – mogła odejść bardzo daleko”. Szłyśmy,
nasłuchując. Nagle coś zaszeleściło. Może to niedźwiedzica?. Niestety to tylko
wiewiórka, która przemknęła tuż obok.
Zatrzymałyśmy się. Wokół cisza.
Niedźwiedzicy ani śladu. Ciocia Ilona wzięła coraz bardziej przestraszonego
malca na ręce. Chyba poczuł się bezpiepeczniej, bo przestał płakać.
Objął Ją za szyję Ruszyłyśmy dalej. „Ciociu, tu
niedaleko jest to źródełko, o którym Ci opowiadałam. Może niedźwiedzica poszła
się napić. Dziś jest dość upalnie”.
Skręciłyśmy w boczną ścieżkę, aby szybciej
dotrzeć na miejsce. Gdy znalazłyśmy się na skraju lasu stanęłyśmy z wrażenia.
Bo oto przy źródełku była niedźwiedzica
z dwójką młodych.
Podeszłyśmy bliżej. Ciocia Ilona schyliła
się i postawiła małego misia na ziemi. On podbiegł kilka kroków i obrócił
się. „Dziękuję” – powiedział i wesoło pobiegł do mamy. Ona
polizała go. Później spojrzała na nas. W jej oczach było niewypowiedziane
szczęście… Za chwilę wszyscy zniknęli w zaroślach.
Usiadłyśmy przy źródełku, aby odpocząć.
Napiłyśmy się chłodnej wody. Przytuliłam się do Cioci i zapytałam: „Podoba
Ci się tutaj?”. „Bardzo” – odpowiedziała Ciocia – ten
twój las jest niezwykły. „Ciociu, ten las nie jest tylko mój. Jeśli polubiłaś
to miejsce to proszę, przychodź tu tak często, jak chcesz. Przecież mówiłaś, że „drzwi” masz w swoim pokoju… Zawsze,
gdy do nich podejdziesz, one się otworzą, a kiedy przekroczysz ich próg,
znajdziesz się właśnie tutaj. W tym lesie możesz porozmawiać ze
zwierzętami, opowiedzieć im o swoich troskach. One nikomu tego nie powtórzą.
Sama się o tym przekonałam. Przy „źródełku miłości” nabieraj sił”. „Spróbuję
tu przychodzić” – powiedziała Ciocia i jeszcze mocniej mnie
przytuliła.
Naszą rozmowę przerwał szelest łamiących się
gałązek. Z lasu wyszła Łanka, a z nią trójka młodych. Stanęła. Myślałam, że
będzie się bała, ale ona śmiało podeszła do nas. Pogłaskałyśmy ją, a ona
pyszczkiem pokazała nam młode.
”Ciociu – chyba będziemy już wracać, bo
słońce jest coraz niżej, a my musimy się jeszcze przeprawić przez most”. „Tak,
musimy już iść”.
Szłyśmy teraz w milczeniu. Za jakiś czas w
oddali zobaczyłyśmy przełęcz, nad którą zawieszony był most. „Zaraz
muszę się pożegnać, bo słońce już zachodzi” – powiedziałam cicho.
Zrobiło mi się smutno. „Nie martw się – usłyszałam - spotkamy
się jeszcze tutaj”. Pożegnałyśmy się.
Weszłam na most. Obróciłam się. Cioci Ilony
już nie widziałam. Widocznie drzwi,
o których mówiła, znajdowały się w tym ogromnym
drzewie niedaleko mostu.
„Teraz muszę znaleźć ostatni
promień słońca” – pomyślałam…
Zaczarowany,piekny i magiczny.....,Patryk
OdpowiedzUsuńZaczarowany,piekny i magiczny.....,Patryk
OdpowiedzUsuń