"Razem ze śmiercią kogoś, kogo kocham...
umiera cząstka mnie samej...
Lecz wpływ takich ludzi na moje szczęście,
siły i rozumienie daje mi nowe bodźce
do życia na tym świecie".
Nadeszły wakacje i czas wyjazdu do Iraku. Dzień, w którym pojechałam tam z Mamą, pamiętam bardzo dobrze:
Był to poniedziałek 26-ty czerwca
1989r. Wszystko spakowane do podróży. Wyruszamy
z domu na lotnisko. Po dotarciu na miejsce przeszłyśmy odprawę celną. Kiedy się skończyła, udałyśmy się z Mamą do poczekalni.
z domu na lotnisko. Po dotarciu na miejsce przeszłyśmy odprawę celną. Kiedy się skończyła, udałyśmy się z Mamą do poczekalni.
Do odlotu było jeszcze trochę czasu, więc
poszłyśmy razem (ja szłam sama) do sklepu. Kupiłam dla Taty (samodzielnie)
papierosy. Był to sukces, ponieważ wtedy nie robiłam zakupów sama.
Wróciłyśmy do poczekalni. Nagle przez
megafon powiedziano nam, że wylecimy z kilku dziesięciominutowym
opóźnieniem (nie pamiętam, czym było ono spowodowane).
Nie mówiłam nic Mamie, ale odebrałam to jako znak od Boga, jako ostrzeżenie. Później,
Nie mówiłam nic Mamie, ale odebrałam to jako znak od Boga, jako ostrzeżenie. Później,
gdy jechałyśmy już autobusem do samolotu, przypomniałam
sobie, że jak Mama załatwiała przedłużenie naszych
paszportów, mój dostała od razu, na swój musiała czekać miesiąc (były jakieś
komplikacje).Przypomniałam sobie również, jak bardzo płakałam trzy dni
temu.
Mówiłam wtedy przez łzy: „Nie chcę jechać do Iraku”.
Powtarzałam to kilka razy. Strasznie
się bałam, lecz nie wiedziałam, czego. Kiedy się uspokoiłam, było mi trochę lżej.
się bałam, lecz nie wiedziałam, czego. Kiedy się uspokoiłam, było mi trochę lżej.
Teraz lęk znów powrócił. "Chcę wrócić
do domu" - pomyślałam. Za późno. Autobus właśnie dojechał na
miejsce i po chwili byłyśmy już w samolocie.
Lot trwał około pięciu godzin. Po
wylądowaniu przeszłyśmy z Mamą długim tunelem,
tak zwanym "rękawem", do sali przylotów. Tam, po dość śliskiej posadce szłam sama.
Mama, idąc z boku, wiozła na wózku bagażowym nasze bagaże podręczne.
tak zwanym "rękawem", do sali przylotów. Tam, po dość śliskiej posadce szłam sama.
Mama, idąc z boku, wiozła na wózku bagażowym nasze bagaże podręczne.
Za ogromną szybą zobaczyłam Tatę, który stał
wśród innych bliskich czekających
na przyjazd swoich bliskich. Tuż obok Niego dostrzegłam Panią Basię
na przyjazd swoich bliskich. Tuż obok Niego dostrzegłam Panią Basię
i Pana Andrzeja - Przyjaciół Taty. Czekali Oni na swoją córkę - panią
Jolę, która przyleciała
z nami.
z nami.
Po chwili Tata przyszedł do nas. Rzuciłam Mu
się na szyję. Przez rok Jego nieobecności
w domu bardzo się za Nim stęskniłam. Miałam również niespodziankę dla Taty, ponieważ
na kilka dni przed wyjazdem do Irakuzaczęłam chodzić sama (bez laski). Mama nie pisała
Mu o tym. Było to dla Taty wielką radością.
w domu bardzo się za Nim stęskniłam. Miałam również niespodziankę dla Taty, ponieważ
na kilka dni przed wyjazdem do Irakuzaczęłam chodzić sama (bez laski). Mama nie pisała
Mu o tym. Było to dla Taty wielką radością.
Odebraliśmy bagaże i poszliśmy do wyjścia.
Stanęłam na irackiej ziemi. Była noc.
Czułam się bezpiecznie - z Rodzicami byłam szczęśliwa. Zapomniałam o swoim lęku.
Nie wiedziałam, że był on ostrzeżeniem przed tragedią, która na zawsze odmieniła moje
życie.
Czułam się bezpiecznie - z Rodzicami byłam szczęśliwa. Zapomniałam o swoim lęku.
Nie wiedziałam, że był on ostrzeżeniem przed tragedią, która na zawsze odmieniła moje
życie.
w delegację do Kuwejtu i że jest
możliwość, abyśmy pojechały z Nim i zwiedziły
ten kraj z bajki. Ucieszyłyśmy się bardzo. Zaraz zaczęły się przygotowania do wyjazdu. Mieliśmy spędzić tam tydzień.
ten kraj z bajki. Ucieszyłyśmy się bardzo. Zaraz zaczęły się przygotowania do wyjazdu. Mieliśmy spędzić tam tydzień.
W piątek 18-go sierpnia wczesnym rankiem
wyruszyliśmy w daleką podróż. Przed nami
było ponad 1000 km. Ponieważ mam chorobę lokomocyjną, zawsze siadam w samochodzie na przednim siedzeniu. Jednak tego dnia mój Ukochany Tata, w trosce o mnie, powiedział: „Puniu, jedziemy daleko, bierzesz awiomarin, usiądź z tyłu, bo tak będzie bezpieczniej”.
Są to ostatnie słowa Taty, które pamiętam – słowa, które na zawsze pozostaną głęboko
było ponad 1000 km. Ponieważ mam chorobę lokomocyjną, zawsze siadam w samochodzie na przednim siedzeniu. Jednak tego dnia mój Ukochany Tata, w trosce o mnie, powiedział: „Puniu, jedziemy daleko, bierzesz awiomarin, usiądź z tyłu, bo tak będzie bezpieczniej”.
Są to ostatnie słowa Taty, które pamiętam – słowa, które na zawsze pozostaną głęboko
w moim sercu. Tak się też stało: ja z Mamą usiadłam z
tyłu (Mama za kierowcą),
Tata zaś – na moim miejscu.
Pierwsze promienie wschodzącego słońca
rozjaśniały nam drogę. Chyba zasnęłam,
bo nie potrafię powiedzieć, o czym rozmawialiśmy podczas jazdy.
bo nie potrafię powiedzieć, o czym rozmawialiśmy podczas jazdy.
************
Budzę się. Powoli otwieram oczy. Gdzie
jestem? Co się stało? Słyszę jakieś głosy
w obcym języku. Leżę w łóżku. Nie mogę się poruszyć, bo straszny ból przeszywa mi nogę. Uświadomiłam sobie, że jestem w arabskim szpitalu. Jak się tutaj znalazłam? Po chwili zaczęłam kojarzyć fakty. Wszystko było jak we mgle: niewyraźne i odległe. „Jechaliśmy samochodem i nagle ja leżę w szpitalu. Mieliśmy wypadek” – pomyślałam. Odwróciłam
głowę. Na sąsiednim łóżku leżał pan Michał (kierowca Taty). Moich Rodziców nigdzie
nie widziałam. Nie umiałam pozbierać myśli, a w duchu zastanawiałam się: „Dlaczego pan Michał leży ze mną w jednej sali, a Rodziców nie ma? Może są bardziej poszkodowani
i leżą w izolatce? Może cierpią bardziej niż ja?”. Teraz czułam ból fizyczny i psychiczny!
Nikt nie chciał powiedzieć mi, gdzie są moi Rodzice.
w obcym języku. Leżę w łóżku. Nie mogę się poruszyć, bo straszny ból przeszywa mi nogę. Uświadomiłam sobie, że jestem w arabskim szpitalu. Jak się tutaj znalazłam? Po chwili zaczęłam kojarzyć fakty. Wszystko było jak we mgle: niewyraźne i odległe. „Jechaliśmy samochodem i nagle ja leżę w szpitalu. Mieliśmy wypadek” – pomyślałam. Odwróciłam
głowę. Na sąsiednim łóżku leżał pan Michał (kierowca Taty). Moich Rodziców nigdzie
nie widziałam. Nie umiałam pozbierać myśli, a w duchu zastanawiałam się: „Dlaczego pan Michał leży ze mną w jednej sali, a Rodziców nie ma? Może są bardziej poszkodowani
i leżą w izolatce? Może cierpią bardziej niż ja?”. Teraz czułam ból fizyczny i psychiczny!
Nikt nie chciał powiedzieć mi, gdzie są moi Rodzice.
Znowu zasnęłam. Wydawało mi się, że spałam
tylko chwilę, lecz kiedy się obudziłam,
była już sobota. Zrozumiałam, że w poniedziałek mam lecieć do Polski. Ponieważ miałam złamaną prawą nogę, lekarze arabscy musieli założyć mi prowizoryczny gips. To był
koszmar! Pamiętam tylko, że bardzo krzyczałam, bo lekarze nie przejmując się niczym, manewrowali moją nogą na wszystkie możliwe strony: zginali ją i prostowali, ruszali na boki. Czułam straszny ból.
była już sobota. Zrozumiałam, że w poniedziałek mam lecieć do Polski. Ponieważ miałam złamaną prawą nogę, lekarze arabscy musieli założyć mi prowizoryczny gips. To był
koszmar! Pamiętam tylko, że bardzo krzyczałam, bo lekarze nie przejmując się niczym, manewrowali moją nogą na wszystkie możliwe strony: zginali ją i prostowali, ruszali na boki. Czułam straszny ból.
Kiedy się to wreszcie skończyło,
przewieziono mnie na nasz polski kamp (miejsce, gdzie
mój Tata mieszkał i pracował) do Przyjaciół Taty - Pani Basi i Pana Anrzeja. Poznałam Ich, kiedy byłam pierwszy raz u Taty (rok wcześniej). Przeleżałam u Nich dwa dni. Ludzie ci otoczyli mnie troskliwą opieką. Pani Basia cały czas siedziała przy łóżku, na którym leżałam, karmiła, poiła (bardzo dużo piłam) i rozmawiała ze mną. Nic z tego nie pamiętam, ale jak się później dowiedziałam, opowiadałam Jej wiele o Babci i o pani Doktór Należyty, tej, która leczy mnie
od siódmego roku życia.
mój Tata mieszkał i pracował) do Przyjaciół Taty - Pani Basi i Pana Anrzeja. Poznałam Ich, kiedy byłam pierwszy raz u Taty (rok wcześniej). Przeleżałam u Nich dwa dni. Ludzie ci otoczyli mnie troskliwą opieką. Pani Basia cały czas siedziała przy łóżku, na którym leżałam, karmiła, poiła (bardzo dużo piłam) i rozmawiała ze mną. Nic z tego nie pamiętam, ale jak się później dowiedziałam, opowiadałam Jej wiele o Babci i o pani Doktór Należyty, tej, która leczy mnie
od siódmego roku życia.
Pamiętam, że ciągle pytałam Panią Basię o Rodziców, ale Ona wciąż mówiła, że Mama
ma złamaną nogę, a o Tacie nic nie wiadomo. Pani Basia musiała tak mówić, chociaż bardzo chciała powiedzieć mi od razu, co stało się z moimi Rodzicami. Jednak polski lekarz, który opiekował się mną do wyjazdu do Polski, zabronił Jej i komukolwiek mówić mi prawdy. Stwierdził, że tak będzie lepiej. Jak się później dowiedziałam, mój Tata zginął na miejscu,
a Mamę odwieziono wraz ze mną do szpitala. Leżała tuż obok mnie. Byłam w tak ogromnym szoku, że nie widziałam Mamy. Mama była tak blisko, jakby swoją obecnością czuwała
nad wszystkimi zabiegami, które robiono mi w irackim szpitalu. Dopiero, gdy byłam
już bezpieczna u Przyjaciół mojego Taty, zmarła.
ma złamaną nogę, a o Tacie nic nie wiadomo. Pani Basia musiała tak mówić, chociaż bardzo chciała powiedzieć mi od razu, co stało się z moimi Rodzicami. Jednak polski lekarz, który opiekował się mną do wyjazdu do Polski, zabronił Jej i komukolwiek mówić mi prawdy. Stwierdził, że tak będzie lepiej. Jak się później dowiedziałam, mój Tata zginął na miejscu,
a Mamę odwieziono wraz ze mną do szpitala. Leżała tuż obok mnie. Byłam w tak ogromnym szoku, że nie widziałam Mamy. Mama była tak blisko, jakby swoją obecnością czuwała
nad wszystkimi zabiegami, które robiono mi w irackim szpitalu. Dopiero, gdy byłam
już bezpieczna u Przyjaciół mojego Taty, zmarła.
Choć do mojej świadomości niewiele wtedy
docierało, to bardzo martwiłam się o Rodziców.
Myślałam, że cierpią bardziej niż ja. Nikt nie
chciał powiedzieć mi, co się z Nimi dzieje.
Zadawałam to pytanie każdemu, kto do mnie
przyszedł, lecz wszyscy rzekomo nic nie wiedzieli.
Mimo to nie dopuszczałam nawet tej najgorszej
myśli. Nie traciłam nadziei, że już wkrótce zobaczę się z Rodzicami.
Aby nie było problemów w czasie podróży do
Polski, lekarze arabscy cewnikowali mnie.
Pani Basia co pewien czas opróżniała zawartość plastykowego woreczka. Nagle zauważyła,
Pani Basia co pewien czas opróżniała zawartość plastykowego woreczka. Nagle zauważyła,
że w moim moczu pojawiła się krew. Przestraszyła się, bo
wiedziała, że może to oznaczać
obrażenia wewnętrzne.
Nie poczułam najmniejszego bólu, kiedy Pan Anrdzej wyjmował mi z palca jednej ręki
pierścionek, który pękł podczas wypadku i wbił się
głęboko w skórę.
Środki, przeciwbólowe, które podawał mi
polski lekarz, zmniejszały moje cierpienie.
Pragnę bardzo gorąco podziękować Pani Basi i Panu Andrzejowi za wszystko, co dla mnie zrobili.Otoczyli mnie troskliwą opieką i dali tak wiele ciepła i
miłości, której wtedy bardzo
potrzebowałam, a która stanowiła najcudowniejszy lek…
Znalazłam się sama na obczyźnie,
byłam w ogromnym szoku i nie wiedziałam, co
mnie czeka. Przyjaciele mojego Taty pomogli
mi przetrwać te najtrudniejsze chwile.
*************
W poniedziałkowy wieczór musiałam pożegnać się z
Panią Basią i Panem Andrzejem. Wyruszałam bowiem w daleką podróż do Polski.
Na lotnisko odwieziono mnie karetką. Gdy
czekałam na samolot, myślałam o Rodzicach. Wciąż nie wiedziałam, co się z Nimi dzieje. W mojej świadomości
ciągle majaczyło, że kiedy odzyskałam przytomność w szpitalu po wypadku, Rodziców koło mnie nie
było. Wierzyłam jednak, że zobaczę się z Nimi w samolocie.
Wkrótce jacyś ludzie wymontowali trzy
siedzenia z samolotu, aby wstawić nosze, na których
leżałam. Później stwierdzono, że lepiej będzie położyć
mnie na trzech siedzeniach. Zamontowano je z powrotem i ułożono mnie wygodnie. W samolocie
zobaczyłam tylko kierowcę Taty, natomiast Najbliższych nie było. „Dlaczego pan Michał leci ze mną
do Kraju,
a Rodzice nie?” - zastanawiałam się. Po chwili ujrzałam lekarza, który opiekował się mną
i panem Michałem na kampie. Leciał z nami do Polski, aby w razie potrzeby służyć pomocą lekarską. Dał mi zastrzyk z awiomariny i zaraz zasnęłam. Obudziłam się w czasie międzylądowania w Burgas. Lekarz dał mi trochę wody.Kiedy dowiedziałam się, że to jeszcze nie Polska, zasnęłam.
a Rodzice nie?” - zastanawiałam się. Po chwili ujrzałam lekarza, który opiekował się mną
i panem Michałem na kampie. Leciał z nami do Polski, aby w razie potrzeby służyć pomocą lekarską. Dał mi zastrzyk z awiomariny i zaraz zasnęłam. Obudziłam się w czasie międzylądowania w Burgas. Lekarz dał mi trochę wody.Kiedy dowiedziałam się, że to jeszcze nie Polska, zasnęłam.
Gdy otworzyłam oczy, w samolocie panował
półmrok i cisza. Wszyscy pasażerowie już wyszli.
Pierwszą Osobą, którą zobaczyłam na polskiej ziemi, była
Pani Doktór Należyty. Stała tuż przy mnie. Nigdy nie zapomnę uczucia, jakiego wtedy doświadczyłam…
Trudno to opisać…
Pani Doktór jest mi bardzo bliska… Tak wiele znaczyło dla mnie, że to właśnie Ona jest tutaj, aby pomóc mi w najtrudniejszych chwilach… W duchu dziwiłam się, że tak szybko dowiedziała się o naszym wypadku.
Pani Doktór jest mi bardzo bliska… Tak wiele znaczyło dla mnie, że to właśnie Ona jest tutaj, aby pomóc mi w najtrudniejszych chwilach… W duchu dziwiłam się, że tak szybko dowiedziała się o naszym wypadku.
Pani Doktór przytuliła mnie bardzo mocno do siebie.
Pierwszy raz od wypadku poczułam
się bezpieczna… W Jej uścisku było tyle ciepła… Objęłam
Ja za szyję… Chciałam, aby ta chwila trwała zawsze… Zapytałam, jak czuje się Babcia. Gdy
usłyszałam, że jest zdrowa, uspokoiłam się jeszcze bardziej.
Dokładnie pamiętam, jak była ubrana Pani
Doktór. Miała na sobie jasnozieloną garsonkę.
Dla mnie był to kolor nadziei. Wierzyłam, że moi Rodzice
musieli zostać w irackim szpitalu
i że jak tylko poczują się lepiej, na pewno wrócą do
Polski.
Położono mnie na nosze i wyniesiono z
samolotu do karetki pogotowia, którą pojechałam
do szpitala w Konstancinie. Kochana Pani Doktór nie
opuszczała mnie nawet na moment.
W karetce cały czas trzymała mocno moją rękę.
Rozmawiałyśmy, lecz nie pamiętam o czym.
Wiem tylko, że Jej obecność przynosiła mi ulgę w
cierpieniu.
***********
Wkrótce dotarliśmy do szpitala. Pani Doktór
poszła załatwić formalności związane
z moim przyjęciem i niedługo po tym znalazłam się w małej
sali na oddziale
VII i VIII w „Stocerze”.
Pani Doktór przyjeżdżała do mnie
codziennie. Miała utrudnione zadanie, ponieważ
Jej mąż poważnie chorował. Był w stanie przedzawałowym.
Mimo to Pani Należyty wyjechała
po mnie na lotnisko o piątej rano, załatwiła mi miejsce w
„Stocerze” i każdego dnia mnie
odwiedzała. Zawsze uśmiechnięta wchodziła na salę,
wnosząc spokój do mej duszy.
Bardzo na Nią czekałam. Przynosiła mi w darze miłość i
ciepło… Podczas tych wizyt
nie czułam bólu i choć na chwilę zapominałam o ciągłym
niepokoju.
W pierwszych godzinach pobytu w szpitalu
byłam wyczerpana i mało przytomna. Dlatego różne obrazy z tego okresu zacierają się. Jednak w mojej
pamięci zachowałam pewną rozmowę z Panią Doktór Należyty, a raczej słowa, które wtedy
powiedziała. Nie wiem tylko,
czy było to pierwszego czy drugiego dnia pobytu w „Stocerze”. Pani Doktór, siedząc przy moim łóżku, rzekła: „Pamiętaj, Puniu, że gdyby coś się stało, ja i mój mąż jesteśmy twoimi drugimi rodzicami”. Mimo mojego stanu zaczęłam trochę kojarzyć: szczególnie zastanowiły mnie
czy było to pierwszego czy drugiego dnia pobytu w „Stocerze”. Pani Doktór, siedząc przy moim łóżku, rzekła: „Pamiętaj, Puniu, że gdyby coś się stało, ja i mój mąż jesteśmy twoimi drugimi rodzicami”. Mimo mojego stanu zaczęłam trochę kojarzyć: szczególnie zastanowiły mnie
słowa: „drugimi rodzicami”. „Dlaczego” – pomyślałam –
„przecież Oni żyją! Oni muszą żyć!”
Jednocześnie przypomniałam sobie, że nie zobaczyłam moich
Rodziców ani w irackim szpitalu, ani w samolocie. Nadal nikt nie chciał powiedzieć mi,
gdzie Oni są. Po słowach
Pani Doktór przyszło mi do głowy, że moi Najbliżsi są w krytycznym stanie. „Może umierają? Nie!!! Szybko odrzuciłam od siebie tę straszną myśl. Nie chciałam w ogóle brać tego pod uwagę. „Gdzie Jesteście?” – pytałam w duchu.
Pani Doktór przyszło mi do głowy, że moi Najbliżsi są w krytycznym stanie. „Może umierają? Nie!!! Szybko odrzuciłam od siebie tę straszną myśl. Nie chciałam w ogóle brać tego pod uwagę. „Gdzie Jesteście?” – pytałam w duchu.
***********
W dniu, w którym przywieziono mnie na
oddział, miałam zdjęty ów prowizoryczny gips.
Ponieważ moja noga była złamana z przemieszczeniem,
lekarze zaordynowali mi „wyciąg”.
Nie wiedziałam, co to jest. Nauczona doświadczeniem z
Iraku, potwornie bałam się bólu.
Tutaj jednak odbyło się to zupełnie inaczej. Najpierw
przyszła pielęgniarka i dała mi coś
do wypicia. Gdy połknęłam ten specyfik, ból nogi
natychmiast ustąpił. Zabrano mnie
z łóżkiem do sali zabiegowej, gdzie czekał lekarz.
„Nie bój się - powiedział łagodnie –
nic nie będzie bolało”. Widziałam, jak wstrzyknął mi w
prawe kolano żółty płyn (chyba
znieczulanie), bo poczułam tylko lekkie ukłucie. Później
wziął wysterylizowany „drut”
i przekłuł moje kolano. Rzeczywiście nic nie bolało. Do
tego „drutu” został przymocowany
pięciokilogramowy ciężar. Ułożono mnie pod niewielkim
kątem: głowa była trochę niżej
od reszty ciała. Zostałam „odtransportowana”z powrotem na
salę, lecz… nie zmieściłam
się w drzwi! W dole mojego łóżka był zamontowany pręt
podtrzymujący „wyciąg”, który
wystawał poza jego brzegi. Musiano przewieźć mnie do
innej sali o szerszych drzwiach.
Na „wyciągu” leżałam dwa tygodnie, czekając na bardzo
poważną operację.
***********
Drugiego dnia mojego pobytu w szpitalu
odwiedziła mnie Babcia. Przywiozła Ją Pani Doktór.
Bardzo się cieszyłam, że Babcia jest zdrowa i że
przyjechała. Wizyta ta trwała krótko, ponieważ
byłam jeszcze zbyt słaba, aby długo rozmawiać. Babcia
przyjeżdżała do mnie codziennie.
Przywoziła Ją Pani Doktór, czasami znajomi Taty.
W krótkim czasie, bo jeżeli dobrze pamiętam,
trzeciego dnia, przyjechała do mnie razem
z Babcią Ciocia (moja Chrzestna), która mieszka w
Gorzowie Wielkopolskim. Bardzo
radośnie powitałam moich gości, ale w duchu znów się
dziwiłam, że złe wiadomości tak szybko
się rozchodzą.
Mijał czas. Coraz mniej spałam w ciągu dnia
i mogłam rozmawiać z chorymi w sali. Mogłam
również więcej gawędzić z gośćmi, których witałam każdego
dnia. Odwiedzali mnie moi
profesorowie z liceum, znajomi i koleżanki. Dzięki tym
wizytom prawie nigdy nie byłam sama.
Pewnego wieczoru do sali nieoczekiwanie
weszła Ciocia. Zawsze przyjeżdżała z Babcią,
lecz wtedy była sama. Ucieszyłam się bardzo, że mnie
odwiedziła. Po serdecznym powitaniu
usiadła na łóżku, na którym leżałam i długo
rozmawiałyśmy. Mówiłyśmy o wszystkim:
o przyrodzie, poezji, muzyce… Było to cudowne.
Zapytałam też Ciocię, czy nie wie czegoś o
moich Rodzicach, ale Ona odpowiedziała,
że nie ma o Nich żadnej wiadomości. Przytuliła mnie wtedy
bardzo mocno do siebie.
Przylgnęłam do Niej i było mi tak dobrze… Trudno to
wyrazić… Wkrótce musiałyśmy się
pożegnać, bo zrobiło się późno, a Ciocia miała jeszcze
przed sobą drogę do Warszawy.
Jednak nie mogłyśmy się rozstać.
Gdy zostałam sama, długo myślałam o Cioci i
o tym, ile miłości dała mi tego wieczoru.
W Jej Objęciach czułam się bezpieczna – czułam się tak,
jakby przytuliła mnie Mama.
Wówczas nie wiedziałam, że Ciocia mi Ją zastąpi. Moja
Matka Chrzestna ma niezwykły
dar: ma bardzo gorące serce. Potrafi dawać i brać miłość
– ten najcenniejszy skarb człowieka.
Gdy się z Nią spotykam, czuję, jak Jej Serce płonie.
Wyobrażałam sobie jeszcze, ile będę miała do
opowiadania Rodzicom, jak się z Nimi zobaczę.
*************
Gdy założono mi „wyciąg”, dostawałam środki
przeciwbólowe. Na początku dawano
mi pyralgina. Pół godziny po zażyciu tego leku noga
przestawała mnie boleć. Pewnego dnia
wieczorem, jak zwykle poprosiłam o tabletkę, aby
spokojnie przespać noc. Po 30 minutach,
ból, zamiast ustąpić, nasilał się. Nie spałam. Za parę
godzin poprosiłam o drugą tabletkę,
lecz i ona także nie pomogła. Do rana nie zmrużyłam oka.
W ciągu dnia moje cierpienie zwiększało się.
Gdy po popołudniu przyjechała Pani Doktór
Należyty, powiedziałam Jej o tym. Zaraz poprosiła
lekarza, aby zaordynował mi silny lek
uśmierzający ból o nazwie „Foltral”. Noga bolała mnie tak
mocno, że z trudem rozmawiałam
z Babcią, którą przywiozła Pani Doktór. Byłam bliska
płaczu, kiedy pielęgniarka robiła
mi zastrzyk w lewą nogę. Środek ten działał bardzo
szybko, bo już po wyjęciu igły poczułam
ulgę. Nareszcie ból ustępował. Po chwili nie czułam już
cierpienia, ale strasznie chciało mi
się spać. Zdążyłam jeszcze podziękować Pani Doktór i
pożegnać się z Nią i z Babcią, a gdy poszły, zaraz zasnęłam. Po bezsennej nocy spałam twardo
parę godzin.
Od tej pory co jakiś czas dostawałam „Foltral”.
Każdy zastrzyk przynosił mi ogromną ulgę.
Codziennie dawano mi jeszcze wiele innych tabletek,
ponieważ analiza moczu wykazała, że mam zakażone drogi moczowe. Wiedziałam, czym to było
spowodowane. Higiena w irackim szpitalu praktycznie nie istnieje i na pewno cewnik, który miałam
założony, nie był wysterylizowany. Leczenie dróg moczowych opóźniało operację.
************
Dwa razy w tygodniu przychodził do
nas ksiądz Jakub. Był to niezwykły człowiek. Miał duże
poczucie humoru. Bardzo lubił żartować. Po
podchodził do każdej z nasi rozmawiał. Pytał
o samopoczucie i zawsze opowiadał coś wesołego,
dzięki czemu wnosił na salę dobry nastrój.
W ten sposób ogromnie pomagał nam w cierpieniu.
Pewnego dnia byłam bardzo przygnębiona.
Ksiądz Jakub zauważył to, jak tylko wszedł na salę. Powiedział, że odwiedzi mnie wieczorem. Ucieszyłam się ,
gdy około godziny 21-ej zobaczyłam go ponownie. Usiadł na moim łóżku i przytulił mnie mocno
do siebie. Długo rozmawialiśmy. Opowiadałam księdzu o swoim niepokoju dotyczącym
Rodziców, a on dał mi wtedy tyle ciepła…Przy pożegnaniu wręczył mi książkę pt.: „Rozbójnik Boży”.
Po wizycie księdza było mi o wiele lżej.
W drugim tygodniu pobytu w szpitalu przyjechała
do mnie Ciocia z Jarkiem (swoim synem).
Mój Brat przywiózł mi małe radio na baterię. Dzięki temu
w niedzielę mogłam słuchać Mszy
Świętej. Gdy pierwszy raz rozbrzmiały organy, zrobiło mi
się strasznie smutno. Pomyślałam
o Rodzicach. Wyobraziłam sobie, jak bardzo cierpią.
Poczułam ogromną tęsknotę za Nimi.
Nie wiem dlaczego, ale właśnie wtedy uświadomiłam sobie,
że już nigdy Ich nie zobaczę.
Gorące łzy popłynęły mi po policzkach… Kiedy się trochę
uspokoiłam, oczami duszy ujrzałam
Rodziców. Dwie Ukochane Osoby stały przede mną, jak żywe…
Jednak były to tylko
moje marzenia…
************
Któregoś dnia, gdy odwiedziła mnie Babcia i
Ciocia, moja Matka Chrzestna powiedziała,
że nazajutrz musi jechać do domu. Obiecała, że codziennie
będzie przysyłać mi jedną widokówkę.
Przy pożegnaniu szepnęła: „Pamiętaj Bogusiu, że
zawsze możesz na mnie liczyć”. Wkrótce
moi goście poszli. Wiedziałam, że teraz zobaczę się z
Ciocią dopiero w domu, lecz kiedy
to nastąpi – było zagadką.
Za trzy, może cztery dni otrzymałam pierwszą
widokówkę od Cioci. Pisała w niej m. in:
„Będę wysyłać Ci po jednej pocztówce dziennie – tak
długo, jak będziesz w szpitalu. Martwię
się bardzo, czy jeszcze Cię boli i kiedy będziesz miała
zabieg. Uśmiechnij się, jutro będzie
lepiej”. Od tej pory codziennie dostawałam jedną, lub jak
poczta „szwankowała”, to co drugi
dzień dwie kartki od Cioci. W każdej odnajdywałam
odrobinę miłości, której wtedy bardzo
potrzebowałam. W pocztówkach tych moja Matka
Chrzestna podtrzymywała mnie na duchu.
W jednej, którą przysłała mi po operacji, czytałam: „Może
w tej chwili, gdy piszę do Ciebie –
masz operację. Całym sercem jestem przy Tobie”.
Dostałam 15 takich widokówek. Wszystkie
mam do dziś i są one dla mnie drogocenną pamiątką.
*************
Powoli zbliżał się termin mojej operacji.
Dokładnie nie widziałam, kiedy będę ją miała,
bo leczenie moich dróg moczowych przedłużało się.
Noga też nie była jeszcze w pełni
przygotowana do operacji. Lekarze zadecydowali, że do
„wyciągu” trzeba dołożyć jeszcze dwa
kilogramy. I tak teraz „ciągnęło” mnie aż siedem
kilogramów. Czekając na operację leżałam
tylko na plecach, bo w innej pozycji było to niemożliwe.
Nigdy nie zapomnę rozmowy z Panią Doktór
Należyty, która miała miejsce dwa dni
przed operacją. Wtedy Pani Doktór odwiedziła
mnie po południu. Była sama, ponieważ
Babcia przyjechała nieco później. Cieszyłam się, że
mogę porozmawiać z Panią Należyty.
Powiedziałam Jej, że uważam siebie za całkowicie
sprawną i że moim największym
marzeniem jest aby w przyszłości móc pomagać innym.
„Zrobię wszystko,
żeby jak najszybciej znów zacząć chodzić
samodzielnie ” – dodałam. Pani Doktór ucieszyła
się, że tak do tego podchodzę.
Wreszcie nie wytrzymałam i zapytałam:
„Może Pani wie już o moich Rodzicach? Co się
z Nimi dzieje?”. „Mama ma złamaną nogę, a Tata jest
bardzo poturbowany”- szepnęła
drżącym głosem Pani Doktór. W Jej oczach pojawił się lęk,
a na policzkach rumieniec
zakłopotania. Zrozumiałam, że coś przede mną ukrywa.
Dotąd, gdy pytałam o Najbliższych,
najpierw nikt nie chciał mi nic powiedzieć, a
później mówiono mi, że Mama ma złamaną
nogę, a o Tacie nic nie wiadomo. Pani Doktór udzieliła mi
pierwszej informacji o moim Ojcu.
Wkrótce pożegnałam mojego gościa. Niedługo
po tej wizycie przyjechała Babcia. Zaraz
po przywitaniu powiedziałam Jej: „Jak tylko wrócisz do
domu, zadzwoń do Pani Doktór
Należyty. Ona na pewno wie coś o Rodzicach”. Babcia
obiecała, że tak uczyni.
Nie pamiętam, o czym jeszcze rozmawiałyśmy. Było mi
bardzo smutno i ciężko, ale nie chciałam płakać przy Babci, aby Jej nie martwić. Lecz gdy poszła,
nie mogłam opanować już wielkiego żalu i rozpłakałam się. Bardzo niepokoiłam się o
Rodziców. „Co oznaczał ten lęk w oczach Pani Doktór? – myślałam. Jednak nie wierzyłam, a raczej
nie chciałam wierzyć, że możeon oznaczać to najgorsze.
Do sali wszedł pielęgniarz. Podszedł do mnie
i zapytał: „Bogusiu, dlaczego płaczesz?.
„Już nic” – odpowiedziałam i z trudem otarłam łzy.
*************
Nazajutrz miałam bardzo miłą niespodziankę.
Po południu odwiedziła mnie Babcia, a z Nią moja sąsiadka z bloku, pani Bożenka. Ucieszyłam się, bo dawno
jej nie widziałam. Kilka lat temu wyjechała z razem z mężem do Kanady. Teraz przyjechała na
miesiąc do Polski. Po serdecznym przywitaniu, gdy zobaczyła, w jakim jestem stanie, miała
łzy w oczach. Chciałam tyle powiedzieć pani Bożence, ale tak się cieszyłam z jej odwiedzin, że
brakowało mi słów. Pamiętam tylko jedno swoje zdanie. Brzmiało ono: „Mam dużo zdjęć z Iraku, lecz
wszystkie zostały za granicą. Będę mogła pokazać je pani dopiero, jak wrócą Rodzice”. Moja
sąsiadka nic na to nie powiedziała.
Pani Jola (moja rehabilitantka), która tego
dnia była kierowcą, przypięła mi do bluzki małego
krasnoludka i poprosiła go, aby wieczorami opowiadał mi
bajki.
Kiedy zostałam sama, długo myślałam o pani
Bożence. Spotkanie z nią było dla mnie ogromnym przeżyciem! Darzę wielką sympatią moją sąsiadkę i bardzo
się radowałam, że mogłam ją zobaczyć w tych najtrudniejszych chwilach…
Rozmyślania te przerwała pielęgniarka, która
weszła do sali i powiedziała: „Jutro masz operację! Nie jedz już dziś kolacji!”. Przypięła do mojej
karty chorobowej tekturkę z czerwonym
napisem: „Na czczo!” i poszła.
Znowu powrócił strach. W wieku 11 lat miałam
już zabieg, więc nie było to dla mnie obce.
Jednak bałam się, ponieważ teraz musiałam poddać się tak
poważnej operacji bez uzgodnienia tego z Rodzicami. To Oni zawsze decydowali o wszystkim.
Bardzo cierpiałam,
że w takiej chwili nie wiem nawet, gdzie Są
że w takiej chwili nie wiem nawet, gdzie Są
Pocieszałam się jedynie tym, że jestem w najlepszych
rękach. Operował mnie bowiem ten
sam lekarz, co przed laty, Pan doktór Kowalski. Jest to
wspaniały człowiek i chirurg. Znał
on dobrze mnie i moich Rodziców. Nie miałam się więc
czego bać! Jednak lęk towarzyszył
mi całe południe i wieczór. Chciałam, aby jak najszybciej
było po wszystkim.
Czułabym się o wiele bezpieczniej, gdybym
wiedziała, co dzieje się z moimi Rodzicami.
Nawet nie przypuszczałam, że zarówno doktór Kowalski jak
i cały personel szpitala zna straszną prawdę. Znała ją również Babcia i moi znajomi. Lecz nikt
nie chciał ujawnić mi jej przed operacją, ponieważ każdy bał się, jak na to zareaguję.
Doskonale to rozumiem i domyślam się, co
wszyscy przeżywali, kiedy pytałam o Rodziców.
Ale gdy dziś z perspektywy czasu, patrzę na tę tragedię i
wspominam wielki niepokój, który
ciągle mnie dręczył, wiem, że wolałabym od początku
wiedzieć, co stało się z moimi
Najbliższymi. Uważam, że w takim przypadku, jak mój,
lepsza jest nawet najgorsza prawda
niż niepewność i towarzyszący jej ogromny lęk.
Z uczuciem tym nie rozstawałam się przez
cały czas pobytu w szpitalu, czyli miesiąc. Bardzo
martwiłam się o Dwie Najdroższe Osoby. Wciąż wyobrażałam
sobie, że Ich cierpienie jest
większe niż moje. Było to dla mnie straszniejsze od bólu
nogi, który niekiedy czynił noce
bezsennymi i od wszystkiego innego.
Może dlatego, że byłam bardzo silnie
związana emocjonalnie z Rodzicami, gdzieś w sercu,
w najgłębszym zakamarku duszy czułam, że coś nie jest w
porządku. Wiele razy myślałam:
„Przecież Mama i Tata próbowaliby w jakiś sposób
skontaktować się ze mną. Nigdy dotąd
nie zostawałam tak długo bez Ich Opieki. Na pewno Są w
krytycznym stanie”.
Rozmyślania o Najbliższych wypełniły mi
całe popołudnie i wieczór. Przerwała je dopiero
pielęgniarka. Przyniosła mi tabletkę na sen, abym dobrze
wypoczęła przed operacją. Zanim
zasnęłam, gorąco prosiłam Pana Boga, żeby jutro miał mnie
w Swojej Opiece.
Po porannej toalecie czekałam, aż zabiorą
mnie na Blok Operacyjny. Słyszałam, że zanim
to nastąpi, muszą zdjąć mi „wyciąg”. Znów bałam się
bólu. Na szczęście pan doktór Kowalski,
zadecydował, że ze względu na moją dużą spastykę (są to
napięcia mięśni) zdejmą mi go dopiero, gdy będę pod narkozą. Uspokoiłam się. Dostałam ostatni
zastrzyk z „Foltralu”
i wkrótce pożegnałam salę i oddział VII i VIII. Wiedziałam, że po zabiegu będę leżała na oddziale III – pooperacyjnym.
i wkrótce pożegnałam salę i oddział VII i VIII. Wiedziałam, że po zabiegu będę leżała na oddziale III – pooperacyjnym.
Prawie zasypiałam, kiedy pielęgniarki wiozły
mnie długim korytarzem, na końcu którego
znajdował się Blok Operacyjny. Ogromne drzwi otworzyły
się i wjechałam do środka. Byłam
już pod opieką innych sióstr. Po chwili stał też przy
mnie doktór Kowalski. Jego obecność dodawała mi odwagi, bo gdzieś tam w głębi bałam się!
Jedna z pielęgniarek wbiła mi w lewą rękę
igłę i podłączyła kroplówkę. Druga zaś powiedziała: „Nie bój się. Zaraz założę ci maseczkę z narkozą i
zaśniesz”. Poczułam ją na twarzy. Oddychałam miarowo, tak jak prosiła mnie siostra. Za moment zapadłam
w głęboki sen…
************
„Już po wszystkim” – głos dobiegał jakby z
oddali. Przytomność odzyskałam jeszcze
na sali operacyjnej. Słowa te mówiła pielęgniarka
stojąca tuż przy mnie. Poprawiała
mi właśnie kroplówkę i podłączała nową butlę krwi.
Poczułam, że tak jak przed laty
po pierwszej operacji, prawą nogę mam w gipsie. Ponieważ
był to gips biodrowy, leżałam
unieruchomiona do pasa (lewa noga pozostawała wolna).
Kiedy zostałam wywieziona z Bloku
Operacyjnego, zobaczyłam, jak przez mgłę Babcię
i Panią Doktór Należyty. Cały czas operacji (około trzech
godzin) czekały na jej koniec,
a teraz odprowadzały mnie na oddział.
Tam stałam się bardziej przytomna. Przez
chwilę nie mogłam złapać oddechu. Wkrótce
wszystko było w porządku. Tuż obok siebie ujrzałam
pielęgniarkę, która powiedziała:
„Chyba pamiętasz niektórych z nas?”. Istotnie,
pamiętałam. Była to siostra Maryla. Znałam
ją z czasów pierwszej operacji. „Pić, pić” – wyszeptałam.
Nigdy dotąd nie miałam tak dużego
pragnienia, jak wtedy. Tak bardzo chciało mi się pić, że
nie mogłam mówić. Siostra zwilżyła
mi lekko wargi, bo jeszcze nie mogła podać mi żadnych
płynów.
Narkoza przestawała już działać i poczułam
przejmujący ból. Poprosiłam o zastrzyk
znieczulający, lecz musiałam czekać na niego blisko dwie
godziny, ponieważ zaraz po narkozie
nie można podawać środków przeciwbólowych. Przez cały ten
czas była przy mnie Babcia
(Pani Doktór pojechała nieco wcześniej). Bardzo
cierpiałam i ciągle chciałam wody,
ale dostawałam jej tylko trochę. Nie zaspokajało to
ogromnego pragnienia. Wreszcie
siostra zrobiła mi zastrzyk. Prawie natychmiast ból
ustąpił i ogarnęła mnie senność.
Pożegnałam się z Babcią i zaraz zasnęłam.
Po pewnym czasie znów się obudziłam. Byłam
niezbyt przytomna. Nadal chciało mi się pić.
Jedna z pacjentek, mała dziewczynka, która za kilka dni
miała być operowana, podała mi łyżeczką trochę wody. Nie pamiętam, co działo się później.
Wieczorem przyszła do mnie pani doktór
anestezjolog, aby dowiedzieć się o moje samopoczucie. Powiedziałam jej o swoim strasznym pragnieniu i zapytałam
czy już mogę pić. Pozwoliła. Obiecała, że wkrótce dostanę rurkę od kroplówki, aby było mi
wygodniej pić. Po wyjściu pani anestezjolog otrzymałam rurkę. Teraz nareszcie mogłam zaspokoić
pragnienie.
Tego dnia nic nie jadłam. W nocy co półtorej
godziny dostawałam zastrzyk uśmierzający ból.
Cały czas miałam podłączoną kroplówkę i transfuzję krwi.
Rano przyniesiono śniadanie. Zjadłam
niewiele. Byłam bardzo słaba. Często dostawałam zastrzyki.znieczulające i ciągle spałam.
Na oddziale III odwiedzała mnie tylko
Babcia, ponieważ nie ma tam wizyt. Początkowo
Jej wizyty były krótkie. Później, gdy czułam się lepiej, Babcia przyjeżdżała na parę godzin. Zawsze bardzo się cieszyłam, gdy była u mnie. Dużo rozmawiałyśmy. Często mówiłam Jej,
że chciałabym być już w domu razem z Nią.
Jej wizyty były krótkie. Później, gdy czułam się lepiej, Babcia przyjeżdżała na parę godzin. Zawsze bardzo się cieszyłam, gdy była u mnie. Dużo rozmawiałyśmy. Często mówiłam Jej,
że chciałabym być już w domu razem z Nią.
Z każdym dniem odzyskiwałam siły. Po pewnym
czasie wyjęto mi z nogi dren i odłączono
kroplówkę. Pierwszy raz po wypadku mogłam położyć się na brzuchu.
Ta zmiana pozycji bardzo mnie zmęczyła. Poleżałam tak tylko chwilę, bo zakręciło
mi się w głowie. Nic dziwnego: na plecach leżałam przeszło dwa tygodnie! Od tej pory częściej
zmieniałam pozycję. Obracałam się z pleców na brzuch i odwrotnie, oczywiście pod czujnym okiem
pielęgniarki.
Z upływem czasu ból coraz mniej mi dokuczał
i rzadziej dostawałam zastrzyki znieczulające.
Wiele rozmawiałam z dwiema koleżankami z sali, które
czekały na zabieg. Opowiadałyśmy
sobie różne ciekawe historie, albo rozwiązywałyśmy
krzyżówki. W ten sposób zapominałyśmy,
że jesteśmy w szpitalu.
Pewnego dnia, gdy była u mnie Babcia,
przyszedł ksiądz Jakub. Porozmawialiśmy chwilę,
a kiedy wychodził, ku mojemu zdumieniu, poprosił Babcię
na korytarz. Chciał Ją o coś zapytać.
Nie trwało to długo. Gdy wróciła, próbowałam się
dowiedzieć, o co chodziło. W odpowiedzi
usłyszałam, że ksiądz pytał o Rosję (w czasie II wojny
światowej Babcia była tam wywieziona).
Trochę mnie to zastanowiło. „Dlaczego ksiądz nie
rozmawiał o tym z Babcią w mojej
obecności?” – pomyślałam. Wówczas nie podejrzewałam, że
ksiądz wie już, co stało
się z moimi Rodzicami i poprosił Babcię na korytarz, aby zapytać, czy to prawda.
się z moimi Rodzicami i poprosił Babcię na korytarz, aby zapytać, czy to prawda.
Muszę powiedzieć, że gdy po operacji
odzyskiwałam zdrowie i siły, wierzyłam, że moi
Najbliżsi też się lepiej czują. Żyłam nadzieją zobaczenia
się z Nimi po powrocie do domu.
Bardzo tęskniłam za Rodzicami i chciałam, aby jak
najszybciej Ich losy przestały być dla mnie
tajemnicą. Nieraz wyobrażałam sobie, że mój wypadek jest
tylko złym snem.
Niestety nie mogłam się z niego obudzić.
*************
Nadchodził upragniony dzień mojego powrotu
do domu. Jednak zanim to nastąpiło, musiano
mi jeszcze zdjąć szwy i zmienić gips, bo ten, który
miałam pękł.
Odbyło się to dwa dni przed wyjazdem do
domu. Zostałam przewieziona do „gipsowni”.
Tam rozcięto mi gips i chwilę czekałam na lekarza. Gdy
przyszedł, zdjął mi szwy i położono
mnie na specjalnym stole do zakładania gipsu. Wkrótce miałam
na sobie zgrabny pancerz,
w którym spędziłam sześć tygodni!
Kiedy wróciłam do sali, zastałam Babcię,
która przyjechała podczas mojej nieobecności. Byłam bardzo szczęśliwa, że Ją widzę. Rozmawiałyśmy o moim
powrocie do domu. Bo oto dzieliły mnie niemalże godziny od tego radosnego momentu.
Cieszyłam się, że prawie po trzech miesiącach nareszcie znajdę się w domu. Będę z Babcią i
Ciocią, która obiecała przyjechać, jak wrócę ze szpitala. I wreszcie zobaczę się z
Rodzicami, albo dostanę
od Nich jakąś wiadomość.Wierzyłam, że rozłąka z Nimi nie potrwa już długo.
od Nich jakąś wiadomość.Wierzyłam, że rozłąka z Nimi nie potrwa już długo.
Tak więc bardzo czekałam na dzień, w którym
opuszczę bramy szpitala. Wydawało
mi się, że najgorsze mam już za sobą.
mi się, że najgorsze mam już za sobą.
***************
Do domu wróciłam w piątek, 22-go września.
Rano przyjechała Babcia, aby przygotować
mnie do podróży. Cieszyłam się, że dziś nie zostanę sama,
tak jak każdego dnia, gdy Babcia
po paru godzinach jechała do domu. Dziś jechałyśmy tam
razem!
Dość długo czekałyśmy na karetkę. Babcia
bardzo się denerwowała. Pierwszy raz
od wypadku widziałam Ją w takim stanie. Zawsze, gdy mnie odwiedzała, była spokojna
i pogodna. Dostrzegłam w Jej zachowaniu, że coś nie jest w porządku, lecz nie wiedziałam co.
od wypadku widziałam Ją w takim stanie. Zawsze, gdy mnie odwiedzała, była spokojna
i pogodna. Dostrzegłam w Jej zachowaniu, że coś nie jest w porządku, lecz nie wiedziałam co.
W domu zastałam Ciocię. Tak, jak mi
obiecała, przyjechała z dalekiego Gorzowa,
aby być ze mną przez kilka dni.
aby być ze mną przez kilka dni.
Sanitariusze wnieśli mnie do dużego pokoju i
położyli na wersalce. Gdy poszli, powiedziałam:
„Jak dobrze znów być w domu!”.
Spodziewałam się, że zaraz Babcia lub Ciocia
powie mi coś o Rodzicach, lecz One milczały.
Martwiłam się tym, a jednocześnie byłam szczęśliwa, że po
tylu cierpieniach jestem
w wymarzonym domu.
Tego dnia wieczorem zadzwonił telefon. Odebrała go
Babcia. Dzwonił z Kanady mąż naszej
sąsiadki, (tej, która odwiedziła mnie w szpitalu).
Wiedział o wypadku.
Kiedy Ciocia poszła po panią Bożenkę, Babcia
przez chwilę z nim rozmawiała. Najpierw on coś mówił, później, gdy Ciocia i sąsiadka już przyszły,
Babcia zapominając, że jestem w domu
i wszystko słyszę, powiedziała: „Arabowie też zginęli”.
To małe słówko „też” tak wiele dla mnie
znaczyło. „Przecież pan Michał i ja żyjemy, a więc to moi
Rodzice zginęli. Zostałam sierotą” – pomyślałam.
Byłam spokojna. Babcia, Ciocia i pani
Bożenka myślały, że tego nie słyszałam. Rozmawiały,
lecz nie wiem, o czym. Bardzo cierpiałam. Wkrótce pani
Bożenka poszła. Nie mówiłam
nic o tym, co usłyszałam. Po prostu do końca w to nie
wierzyłam.
Gdy Babcia i Ciocia położyły się spać,
zostałam sama w cichym pokoju. Modliłam się
za Rodziców tak, jakby żyli. Nie wyobrażałam sobie życia
bez Nich. „Może się przesłyszałam?.
Jutro na pewno dowiem się, gdzie są moi Najbliżsi”. Z tą
nadzieją, zmęczona wszystkimi wrażeniami, zasnęłam.
**************
Rano, gdy się obudziłam, czułam się
cudownie: byłam w domu z Babcią i Ciocią i nareszcie
nic mnie nie bolało.
W tym dniu miała przyjść w odwiedziny pani
Sosin (moja profesorka). Cieszyłam się, że ją
zobaczę. Nic nie zapowiadało, że będzie to
najtragiczniejszy dzień w moim życiu.
Zjadłam śniadanie. Przez chwilę byłam sama w
pokoju. Wkrótce przyszła Babcia, usiadła przy mnie i powiedziała:
- Musimy porozmawiać.
- Słucham Babciu – odparłam.
- Zostałyśmy tylko we dwie – rzekła i łzy
zakręciły się Jej w oczach.
- Wiem o tym.
- Skąd?
- Domyśliłam się.
Choć wiadomość, którą przed chwilą
usłyszałam, była tylko potwierdzeniem moich dotychczasowych niepokojów i tego, że wczoraj się nie
przesłyszałam, to jednak czułam,
że jakaś część mojego życia została zamknięta. Nigdy nie
zobaczę Rodziców. „Teraz już wiem,
gdzie Jesteście. Cały czas bałam się, że cierpicie
bardziej niż ja. Tylko czy Jesteście szczęśliwi?”.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Stało się
bowiem coś dziwnego. Bardzo chciało mi się płakać, lecz nie mogłam. Doznałam tak ogromnego szoku, że
zabrakło mi łez.
Do pokoju weszła Ciocia. Gdy zobaczyła, że
nie płaczę, zapytała: „Bogusiu, skąd w Tobie tyle
siły?”. „Nie wiem, Ciociu” – odpowiedziałam przytłumionym
głosem.
Później, gdy na moment zostałam sama w
pokoju, płakałam dosłownie parę minut. Łez tych
nie zapomnę do końca życia. Były bardzo gorące. Właśnie
wtedy przypomniałam sobie,
że bałam się jechać do Iraku. Teraz znałam już przyczynę
swojego lęku. „Gdybym posłuchała
głosu serca i nie pojechała do Iraku, Rodzice by żyli” –
pomyślałam. Spowodowało to jeszcze
głębszy żal.
Nie potrafię wyrazić tego, co działo się w
mej duszy. Czułam ogromny smutek i tęsknotę
za Rodzicami. Mimo, że nie zobaczyłam Ich zaraz po
wypadku w irackim szpitalu, ani
w samolocie, mimo wszystkich znaków, o których pisałam
wcześniej, cały czas wierzyłam,
że moi Najbliżsi żyją.
Wkrótce przyszła pani Sosin. Babcia
powiedziała jej, że już wiem o Rodzicach
i że wszystkiego się domyślałam. Pani profesor też była tym trochę zaskoczona. Później oglądałyśmy zdjęcia z Iraku. Ja tylko pozornie w tym uczestniczyłam, bo myślami powędrowałam zupełnie gdzie indziej. Duchowo łączyłam się z Rodzicami. Widziałam
Ich w Pałacu ponad chmurami… Nie umiałam pogodzić z faktem , że Dwie Ukochane
Osoby nie żyją.
i że wszystkiego się domyślałam. Pani profesor też była tym trochę zaskoczona. Później oglądałyśmy zdjęcia z Iraku. Ja tylko pozornie w tym uczestniczyłam, bo myślami powędrowałam zupełnie gdzie indziej. Duchowo łączyłam się z Rodzicami. Widziałam
Ich w Pałacu ponad chmurami… Nie umiałam pogodzić z faktem , że Dwie Ukochane
Osoby nie żyją.
************
Jak wspomniałam wcześniej, przez pierwsze
dni czułam, że sama sobie nie mogę sobie
poradzić. Bardzo potrzebowałam osoby, z którą mogłabym
porozmawiać o tym, co się
stało. Pomocną dłoń podała mi wtedy Ciocia.
Wieczorem, Babcia kładła się spać,
moja Matka Chrzestna siedziała przy łóżku, na którym
leżałam i długo rozmawiałyśmy. Opowiadałam Jej o swoim
lęku, jaki miałam przed wyjazdem
do Iraku i o tym, jak bardzo niepokoiłam się o Rodziców.
Ciocia umiała słuchać. Okazała mi wtedy tyle ciepła i miłości. Bez Jej gorącego serca nie
przeżyłbym tej tragedii, która na zawsze
odmieniła moje życie…
Było mi bardzo ciężko i smutno
rozstawać się z Ciocią, gdy za kilka dni musiała jechać
do domu. Mimo, że codziennie dzwoniła, bardzo mi Jej
brakowało.
*************
W gipsie w domu leżałam sześć
tygodni.Opiekowała się mną Babcia. Wiedziałam,
że jest Jej ciężko, a ja "uwięziona" w gipsowym
pancerzu nie mogłam Jej w niczym pomóc.
Przez cały ten czas przychodzili do mnie
profesorowie. Miałam normalne lekcje.
Wtedy uczyłam się pamięciowo, bo w pozycji leżącej nie
mogłam pisać.
Odwiedzała mnie również Pani Doktór
Należyty, znajomi i koleżanki.. Mimo
iż codziennie miałam gości, czas dłużył mi się
nieznośnie. Chciałam jak najszybciej
jechać na zdjęcie gipsu.
Wreszcie nadszedł dzień, w którym zabrano
mnie do szpitala. Po zdjęciu gipsu
w "Stocerze" spędziłam cztery miesiące.
Cieszyłam się bardzo, gdy pierwszy raz
po wypadku mogłam usiąść na wózku inwalidzkim i spędzić
na nim parę godzin.
Z upływem czasu jeździłam na wózku po cały szpitalu.
Po raz trzeci uczyłam w życiu uczyłam się
chodzić. Najpierw z asekuracją terapeutki
stałam w barierkach. Później miałam za zadanie
przejść całą długość barierek. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, bo wciąż byłam bardzo słaba i bolała
mnie jeszcze trochę noga. Kiedy wreszcie udało mi się pokonać tę niewielką odległość, następnym
etapem było chodzenie
przy balkoniku, który miał przymocowane kule pachowe.
Poruszałam się przy nim również
z asekuracją terapeutki.
Dzięki wspaniałej opiece lekarzy i
systematycznej rehabilitacji nauczyłam się chodzić
Przy balkoniku (już takim bez kul) i dopiero wtedy
wróciłam do domu. Starałam
się jak najszybciej usprawnić, aby móc pomagać Babci.
Z uwagi na czteromiesięczną przerwę w nauce
nie udało mi się nadrobić zaległości
w szkole. Za zgodą Dyrekcji mogłam powtórzyć trzecią
klasę liceum.
W 1992 roku zdałam matur. Odbywała się ona u
mnie w domu
przed Komisją Egzaminacyjną oddelegowaną ze szkoły.
W każdym etapie mojego życia spotykam się
z dużą życzliwością ludzi. Myślę, że właśnie
to oraz częste pobyty w szpitalu i zetknięcie się z
chorymi pomogło mi wybrać cel w życiu.
Marzę, by pomagać innym. Dlatego zaraz po maturze
podjęłam naukę w Policealnym
Zaocznym Studium dla Pracowników Socjalnych w Konstancinie.
Później
kontynuowałam naukę na Wydziale Pedagogiki Ogólnej na
Uniwersytecie Warszawskim.
Podsumowując moje rozważania stwierdzam, że
człowiek niepełnosprawny
może wiele w życiu osiągnąć, jeśli naprawdę tego chce.
Mimo wszystkich przeciwności losu, które
opisałam, dzisiaj uśmiecham się do życia
i mówię mu głośno: "TAK".
***********
Autor: Bogna Kowalska
Dziękuję.
OdpowiedzUsuńJak silny moze byc czlowiek.....Jak pokonac strach,bol i zaakceptowac....nasz los i przeznaczenie ..... Pani swiadectwo jest dowodem milosci i wiary , ale w Co ? Czym jest ta nasza osobista droga ,nasza misja,samospelnienie,to wiara w lepsze jutro pomimo przeciwnosci losu,bolu i licznych zawodow .Wiara w siebie i w cos Co nas popycha do przodu ....to instynkt i powolanie ale takze nasza wolna wola ,czyli my Sami.Czy wiesz juz Kim jestes ,dokad idziesz ...oto jest pytanie,chyba najwazniejsze w Twoim zyciu.
OdpowiedzUsuńDziekuje za wspaniale swiadectwo Zycia Pani Bogno,moje glebokie wyrazy Sympathie i szacunku oraz przyjaznych wiatrow.
Patryk